Holandia / Historia

Utracona ojczyzna


Oznacz

Udostępnij

Trasa


Nie tylko Kanadyjczycy, Brytyjczycy i Amerykanie pomogli wyzwolić Holandię - w październiku 1944 r. około 16 000 polskich żołnierzy przekroczyło granicę Brabancji z Belgii. W drodze z Baarle-Nassau do Moerdijk odbili miasta, w tym Bredę. Skąd przybyli Polacy? I gdzie się zatrzymali?

1 września 1939 roku Niemcy napadły na Polskę. Dwa tygodnie później to samo uczynił Związek Radziecki. "Dzięki Bogu, przyszli nam pomóc" - myśleli Polacy. Henryk Rećko był jednym z tych, którzy oczekiwali od Rosjan pomocy i nie miał pojęcia, że Hitler i Stalin potajemnie uzgodnili podział Polski, co stało się jasne wtedy, gdy Rosjanie wezwali wszystkich młodych mężczyzn do transportu w odległe miejsca. Henryk również musiał opuścić swój dom, miał wtedy zaledwie czternaście lat.

Moskwa była całkiem przyjemna, ale już po sześciu tygodniach Henryk i jego rówieśnicy wyruszyli ekspresem transsyberyjskim do Władywostoku na wybrzeżu Pacyfiku. "Kiedy dotarliśmy na miejsce, pomyśleliśmy sobie, że możemy się tu zestarzeć albo uciec". Cała trójka postanowiła uciec, kierując się z powrotem do Polski, ale ich podróż powrotna była tak zimna, że objechali Afganistan i Iran. Tam spotkali grupę australijskich żołnierzy, którzy łodzią zabrali ich do Bagdadu, a następnie do Damaszku, Palestyny, Egiptu i wreszcie do Nowego Jorku.

Trzy miesiące później przedostali się do Anglii, gdzie znaleźli tymczasowe schronienie wraz z innymi wysiedlonymi Polakami. Tysiącami przygotowywali się do wyzwolenia swojego kraju. Mając zaledwie szesnaście lat, Henryk dołączył do 1. Polskiej Dywizji Pancernej pod dowództwem generała Maczka i w czerwcu 1944 roku wziął udział w lądowaniu w Normandii za sterami czołgu Sherman. Jego doświadczenia były makabryczne. Dwóch jego kolegów zostało rozstrzelanych na jego oczach, a czołg dwukrotnie stanął w płomieniach. "Czujesz strach, ale jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że uciekając nigdzie nie dojdziesz".

Część dywizji wkroczyła do Baarle-Nassau od strony Belgii, ale Henryk nawet tego nie zauważył. "Co ja wiedziałem o Holandii? Jedyne, o czym myślałem, to Polacy". Ponieważ nie mógł przedostać się przez mosty Moerdijk do Rotterdamu, został zakwaterowany w wyzwolonym Dongen i przygarnięty przez miejscowego rzeźnika Snelsa i jego rodzinę. To właśnie tutaj błąkający się Henryk w końcu poczuł się zrelaksowany i znów jak w domu.

Między rodziną Brabantów a polskim żołnierzem nawiązała się bliska przyjaźń, ale celem Henryka pozostała Polska. W drodze przez północne Niemcy doczekał końca wojny, ale Henryk i jego towarzysze nie mogli wrócić do ojczyzny. "Nie mogliśmy wyzwolić własnego kraju". Dokąd więc? Dopóki nie znaleźli odpowiedzi, obozowali na kawałku ziemi niedaleko Oldenburga. Z czasem każdy z nich poszedł w swoją stronę. W 1950 r. Henryk wrócił do Brabancji, z którą wciąż wiązał bardzo miłe wspomnienia, i nigdy więcej nie zobaczył swojego domu w Polsce. Został obywatelem Holandii, ożenił się, a później wiódł "spokojne życie w mieszkaniu w Amstelveen". Zmarł w 1999 roku w wieku 74 lat.

Najpierw doszło do porozumienia między Hitlerem a Stalinem. Pod koniec wojny alianci podzielili Europę na strefy wpływów. Nowy komunistyczny reżim w Polsce nie potrzebował teraz byłych żołnierzy z Zachodu. Pozbawieni ojczyzny, tysiące polskich żołnierzy zostało zagubionych jako wygnańcy, rozproszeni po wielu krajach i noszący egzotyczne nazwiska jako niemi świadkowie diaspory.